Z opcją all inclusive jest jak z demokracją. To najgorszy system, ale niczego lepszego nie wymyślono. Takie rozwiązanie powoli, bo powoli, ale jednak przechodzi do historii. Zrównoważony rozwój, czyli pełna równowaga pomiędzy trzema czynnikami postępu cywilizacyjnego: gospodarczym, społecznym i ekologicznym wymusza rewolucyjne zmiany w tym sektorze gospodarki. Okazuje się, że opcja all inclusive w nowoczesnym świecie jest po prostu zła i szkodzi branży turystycznej.
Do niedawna pobyt w hotelach z opcją all-inclusive uważany był przez turystów za jedną z najpopularniejszych i najbardziej bezpiecznych form wypoczynku. Zapewniał pełny, aż do obrzydzenia brzuch, darmowe picie, czy drinki bez ograniczeń, różnego rodzaju i jakości, ale zawsze rozrywkę, a także transfer z lotniska do hotelu i z powrotem. Generalnie turysta wsiadał do samolotu, lądował na miejscu, wchodził do hotelu i przez tydzień, czy dwa mógł nie opuszczać terenu swojego resortu. Bo po co. Na miejscu miał wszystko: klimatyzowany pokój, obsługę, jedzenie, picie, basen, plażę, ręczniki, sklep z pamiątkami i kartami do internetu. Za "all" zapłacił raz. Często niewielkie pieniądze.
Tymczasem ostatnio, po przeprowadzeniu szczegółowych badań - na które powołuje się egipski portal almastyalyoum - wiele krajów żyjących z turystyki zamierza zaprzestać prac nad rozwojem systemem "all inclusive" i uznać go za "śmiertelnego wirusa", który niszczy gospodarkę, prowadzi do zatrzymywania turystów w hotelach powodując upadek sektora gastronomiczno-rozrywkowo-kupieckiego znajdującego się "poza bramkami wejściowymi do hoteli i resortów".
Według danych Izby Hotelarskiej w Egipcie zaledwie trzech na dziesięciu turystów odwiedzających ten kraj po raz kolejny, decyduje się na zakup wycieczki fakultatywnej. W sumie jest to logiczne, bo ile razy turysta może odwiedzać Dolinę Królów w Luksorze, wybrać się na rejs statkiem na wyspę Giftun u wybrzeży Hurghady, czy skorzystać z quadsafari po pustyni.
Nieco lepiej wygląda sytuacja z "wychodzeniem poza hotel" do barów, restauracji, czy sklepów. Z tej opcji korzysta pięciu na dziesięciu turystów odwiedzających Egipt. Powody są różne: lenistwo, obawa o bezpieczeństwo, nieznajomość okolicy. Rzadziej jest to brak pieniędzy, brak zainteresowania obcą kulturą, czy nieznajomość języka.
Według almasryalyoum, ze względu "pozostawanie turystów na terenie swojego hotelu" około 10.000 sklepów i restauracji w Hurghadzie i Sharm el-Sheikh jest zagrożonych zamknięciem, a kilkadziesiąt tysięcy przedsiębiorców straci pracę.
Ciekawy eksperyment przeprowadziła dziennikarka Waleria Dolska z portalu 93ru specjalizująca się w tematyce podróżniczej. Kobieta pojechała do Egiptu, do hotelu z opcją HB za który zapłaciła w przeliczeniu 2.770 zł. Od razu zaznaczyła, że nie interesuje ją wylegiwanie się na plaży, wyznaczanie rytmu dnia porą posiłków oraz siedzenie przy barze z drinkiem w ręku i oglądanie wątpliwej jakości wieczornych występów artystycznych. Chciała poznać i zwiedzić ten kraj. Na zorganizowane wycieczki do Luksoru, Gizy, Kairu, Hurghady, rejs podwodną łodzią, zakupy w sklepach spożywczych i pamiątkarskich, jedzenie w restauracjach, czy napiwki wydała 270 dolarów (1.100 zł).
Dolska podliczyła... "Jeśli przemnożymy tę moją niewielką kwotę przez liczbę rosyjskich turystów, która przekracza milion turystów rocznie stanie się jasne, że suma jaką Egipt traci na kompleksowym systemie pobytowym, to około 270 milionów dolarów pochodzących wyłącznie z rosyjskiego rynku".
Z naszych informacji wynika, że w mijającym roku Egipt odwiedziło 474 tysiące polskich turystów. Jeżeli przyjmiemy "założenia Dolskiej", to kraj nad Nilem mógłby dodatkowo "zarobić na Polakach" blisko 128 milionów dolarów.
Idąc dalej... skoro (jak oficjalnie podaje Ministerstwo Turystyki i Starożytności Egiptu) kraj ten w 2024 roku odwiedziło nieco ponad 15 milionów osób, to dodatkowy dochód dla egipskiej gospodarki powinien wynieść ponad 4 miliardy dolarów rocznie.
Biorąc jednak pod uwagę, że statystycznie 60% turystów wybiera opcję "all inclusive" i nie wyściubia nosa poza hotel, zysk dla Egiptu zmniejsza się do miliarda 600 milionów. Tyle nieubłagana dla Egiptu statystyka i zyski, a w zasadzie straty wynikające z opcji "wszystko wliczone w cenę".
Nadchodzą nieubłagalne zmiany..., a wszystko zaczyna się w Turcji.
We wrześniu tego roku tamtejsze Ministerstwo Turystyki ogłosiło plany "stopniowego ograniczania systemu all inclusive. Posunięcie to stanowi część nowej strategii mającej na celu poprawę wydajności branży" - czytamy na urzędowych stronach.
Jednym z kluczowych powodów odejścia od tej opcji jest walka z ogromnymi ilościami marnowania żywności. Ponad połowa posiłków hotelowych pozostaje niewykorzystana, co powoduje roczne straty sięgające 1,5 miliarda dolarów - donosi portal azernews.
Ponadto, w ciągu ostatnich dwóch lat system all-inclusive postawił tureckich hotelarzy w trudnej sytuacji ze względu na szybko rosnącą inflację i rosnące koszty utrzymania inwestycji. Eksperci branży hotelarskiej nazywają ten problem „terroryzmem konsumenckim” i wspierają inicjatywę zmiany formatu usług.
- System all-inclusive przerodził się w terroryzm konsumencki i jest niezgodny z turecką polityką zerowej ilości odpadów. Badania pokazują, że ilość jedzenia, która marnuje się na każdym talerzu sięga 65%. Każdy turysta wyrzuca dziennie od 220 do 400 gramów jedzenia - mówi Mustafa Korkyt, członek Stowarzyszenia Młodych Biznesmenów w Ankarze.
Przedstawiciele branży turystycznej uważają, że formuła all inclusive jest już moralnie przestarzała. Zamiast zwykłego systemu chcą opracować opcje łączone, na przykład: obiadokolacje, system à la carte lub kolacje w lokalnych restauracjach. Zdaniem tureckich władz takie podejście nie tylko zmniejszy ilość odpadów, ale także wesprze lokalne bary i restauracje, przyczyniając się do wzrostu gospodarczego.
Mustafa Korkyt ma także inny pomysł. Aby "wyciągnąć turystów z hoteli" proponuje "spacery ulicami miast w trakcje których można będzie można bezpiecznie i bez naciągania robić zakupy ze sklepami z właścicielami których podpisane będą odpowiednie umowy".
- Dzięki takiemu systemowi także sklepikarze będą mieli większe dochody - dodaje biznesmen.
Zdaniem specjalistów z branży turystycznej odejście od modelu "all inclusive" i wymyślenie nowego, bardziej zrównoważonego modelu wypoczynku zajmie co najmniej cztery lata.
Na razie władze Egiptu uważnie przyglądają się zmianom, które wprowadza Turcja. Nad Nilem opcja "all inclusive" trzyma się mocno, ale zaczyna przynosić coraz mniejsze zyski, a bankrutujący biznesmeni działający "poza hotelami" rosną w siłę i prędzej czy później dosadnie zabiorą głos w tej sprawie.
Comments