7 kwietnia w okolicach Safagi doszło do wypadku autokaru w którym zginęło dwoje polskich turystów, a 16 osób zostało rannych. Autokar jechał z Marsa Alam na lotnisko w Hurghadzie.
Jedną z ciężej poszkodowanych była pani Anna, Polka pracująca w Caesarean Tennis Club na wyspie Jersey. 17 dni po wypadku Polka nadal przebywa w szpitalu w Hurghadzie, konkretnie w Al Nour Hospital, który - jak sama zaznacza "może śmiało polecić każdemu turyście potrzebującemu pomocy medycznej i znajduje się w Hurghadzie".
Pani Anna jest w Al Nour Hospital wraz z jeszcze dwiema Polkami. Pozostali najciężej ranni przebywają w innej klinice w Hurghadzie. Reszta wróciła już do Polski.
- W Al Nour Hospital w Hurghadzie mamy wspaniała opiekę medyczną, lekarzy, pielęgniarki. Czasem nawet udaje im się nas rozbawić, dziewczyny pieką nam ciasta i wieczorami przynoszą, byśmy trochę lepiej zapamiętały Egipt. Dyrekcja wczoraj odwiedziła nas pierwszy raz nie sama, a z telewizją i poczęstowała nas swoimi słodkościami z ramadanu. Przez chwilę poczułam się jak dawniej, mając uśmiech na twarzy, a nie grymas bólu - pisze pani Anna, która została ciężko ranna.
Wypadek wyglądał jak coś z „apokalipsy”. Jeszcze w czwartek w szpitalu, ponad dwa tygodnie po zdarzeniu wciąż wyciągano z jej pleców kawałki szkła z rozbitych okien autokaru. Nastolatek siedzący za panią Anną zginął, ona cudem przeżyła.
- Upadłam plecami na szybę i szorowałam po asfalcie, aż autobus się zatrzymał, więc to trwało i przepaliło i poszarpało to plecy - dodaje Anna i wskazuje winnego śmierci - kierowca jechał zbyt szybko i próbował ominąć progi zwalniające na śliskiej, wysmołowanej drodze. Wielokrotnie powtarzałam, aby jechał wolniej, ale to nie skutkowało.
W wypadku pod Safagą, na miejscu zginął egipski kierowca.
Pani Anna ze szpitalnego łóżka w Hurghadzie pisze słowa, które zapadają w pamięć - "Przez jedną osobę, która nigdy nie powinna prowadzić autokaru, która jechała, jakby wiozła worki z ziemniakami zginęli ludzie, a inni zostali już na zawsze kalekami. Tak, kalekami. Bez całych ramion, bez kawałka czaszki, bez skóry na twarzy, z poszarpanymi ranami na plecach, ciele, z połamanymi nogami, skręconymi biodrami, zerwanymi ścięgnami które pod wpływem uderzenia eksplodowały poza powierzchnię skóry. Nie można nazwać nas tylko rannymi'.
Pani Anna poinformowała nas, że na pomoc poszkodowani czekali ponad pół godziny, akcja ratunkowa była chaotyczna, brakowało karetek, a na dodatek zaginęły jej wszystkie wartościowe przedmioty, który znajdowały się w roztrzaskanym autokarze. Nawet buty.
Pani Anna to potrzebuje oklasków i rozgłosu i robi z wypadku autokaru sensację, a mało to wypadków na świecie w którym giną ludzie? Pani Ania to chcę zabłysnąć w mediach społecznościowych. Może warto skupić się na innych rzeczach a nie użalać się w mediach.